16.09.2019 r.


"Moim zdaniem minimaliści to ludzie, którzy wiedzą, co jest im naprawdę potrzebne, a co chcieliby mieć tylko dla pozorów, i nie boją się pozbyć wszystkiego, co mieści się w tej drugiej kategorii".
Od dobrych kilku lat staram się pozbyć niepotrzebnych rzeczy. Zawsze szło mi to z wielkim trudem, a gdy jakimś cudem pozbyłam się już czegoś, natychmiast, zupełnie nie wiem jak, stan rzeczy wracał do poprzedniego posiadania. Przy kolejnej przeprowadzce znów obiecywałam sobie, że już dosyć! I zapełnie niespodziewanie przyszła zmiana. Zaczęło się od słuchania podcastów Marty Robins, potem blogi i kanały na YouTube, film The Minimalists itd... W maju poczułam się zupełnie zmęczona rzeczami, przytłoczona ich ilością, kolorem, grafiką. Nienawidziłam starej PRL-owskiej meblościanki w moim wynajmowanym mieszkaniu, i choć właściciele zgodzili się, abym ją wyrzuciła, nie miałam co zrobić z wypchanymi nią rzeczami. Zaczął się intensywny czas - proces pozbywania się nadmiaru... Wakacje były wspaniałą do tego okazją, bo czas wolny pomógł mi uporać się z porządkowanie i segregacją rzeczy. Nie spodziewałam się jednak, że potrwa to tak długo... i trwa nadal.
Fumio Sasaki pisze o tym wszystkim, co mnie spotkało i choć książkę przeczytałam zupełnie niedawno, to myślę, ze wiedział przez co przechodzę. Zagracone mieszkanie równa się zagracone życie. Dążenie do zachowania pozorów dostatniego życia, porównywanie się z innymi, polepszanie sobie nastroju kolejną książką, kolekcjonowanie ich w nadziei, ze kiedyś je przeczytam. Uwielbiam gotować, ale w pewnym momencie moje kuchenne szafki przestały się zamykać od ilości kubeczków, blach i form do pieczenia czy kilku egzemplarzy tych samych przyborów kuchennych (nawet nie wiedziałam, że je mam). Proces oczyszczanie trwa długo, bo i sama sprzedaż rzeczy nie należy do najszybszych. Większość wystawiłam na OLX, inne rozdałam, książki sprzedałam do antykwariatu.
"Czasu wymaga nie samo działanie, ale podjęcie o nim decyzji"
.
Zgodnie z tym, co pisał Fumio przyjęłam zupełnie nieświadomie zasadę "chowania rzeczy" na jakiś czas. W korytarzu stoi regał rzeczy, których w najniższym czasie zamierzam się pozbyć. Oswajam się z tą myślą, leżą sobie ona tam jakiś miesiąc, czasem krócej i kiedy jestem gotowa, oddaję je. Tak był np. z książkami, to był największy ból rozstania, choć czułam, że mnie przytłaczaj i wpędzają z przygnębienie. A jednak początkowo mogłam zrezygnować tylko z kilku, potem kolejne i kolejne, i z czasem było łatwiej...
Czy będę ekstremalnym minimalistą jak Fumio Sasaki? Nie sądzę, ale redukowanie rzeczy do niezbędnego minimum oczyszcza mój umysł, porządkuje życie, pozwala oddychać. I nie wiem, gdzie mnie to zaprowadzi...
Anna M.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz